Czy są rasy bardziej agresywne od innych?

Z pewnością nie, zostało to potwierdzone prowadzonymi w wielu krajach badaniami. Rzeczywiście statystyki pokazują, że wśród sprawców pogryzień na równi z rasami uznanymi powszechnie za agresywne pojawiają również labradory, powszechnie postrzegane jako bardzo przyjazne psy rodzinne. Być może ich obecność na tej liście potwierdza to, co mówią hodowcy, że moda i popularność jest największym nieszczęściem, jakie uczciwym hodowcom, będącym miłośnikami rasy, może się przytrafić. Hodowla przechodzi w ręce ludzi szukających łatwego zarobku, psy hodowane są w złych warunkach, pojawiają się osobniki okaleczane fizycznie i psychicznie.

O psychice psa decyduje bardzo wiele różnych czynników: geny przekazywane przez rodziców, ale również socjalizacja, wychowanie i sposób traktowania – czynniki, które zależą od tego w jakie pies trafił ręce. Te złe ręce mogą zrobić z niego bandytę, zwłaszcza, jeśli dotyczy to psa w którego żyłach płynie krew selekcjonowanych do walk przodków. Tak się składa, że te właśnie rasy częściej niż inne dostają się w ręce ludzi, którzy robią wszystko, żeby z nich tę agresję wydobyć. W ich mniemaniu rzucający się na wszystkich pies jest dopełnieniem wizerunku mocnego kolesia z którym trzeba się liczyć. W ten sposób rasa staje się modna, hodowla wymyka się spod jakiejkolwiek kontroli, psy chowane są w makabrycznych warunkach, źle traktowane i zanim trafią do nowych właścicieli tracą już zaufanie do ludzi. Jeśli taki pies dostanie się w ręce osoby niedoświadczonej, która nie będzie w stanie nad nim zapanować, będzie  tykająca bombą zegarową.

Niedawno na łamach któregoś z dzienników pojawiła się wiadomość, że dziecko otworzyło drzwi i amstaff, o którym nawet właścicielka mówi: „nie powiem, agresywny to on jest” wydostał się na klatkę schodową akurat w tym momencie, w którym z mieszkania naprzeciwko wychodził chłopiec. Pies zaatakował go i zmasakrował mu twarz wyrywając kawał policzka. Chłopiec przeżył potworny szok i został oszpecony na całe życie. Lekarze nie chcą się wypowiadać ile bolesnych operacji będzie musiał przejść, żeby wrócić do zdrowia, nie mówiąc o trwałym oszpeceniu. Ręce opadają, jak słyszy się wypowiedzi policjantów, którzy mówią, że nie wiedzą, kto jest winny, wszystko wskazuje na to że nikt, że jest to nieszczęśliwy wypadek, bo przecież właściciele nie zauważyli, kiedy ich dziecko wypuściło psa na schody. Nie chcieli, nie przewidzieli, ale to nie znaczy, że nie są winni, bo mając agresywnego psa trzeba się liczyć z tym, że w każdej chwili, jeśli tylko będzie miał okazję, może zaatakować. Jeśli drzwi były zamknięte tylko na klamkę tak, że małe dziecko mogło je otworzyć, to stworzyli realne zagrożenie dla zdrowia i życia sąsiadów. Nie może być tak, żebyśmy się bali wyjść już nie tylko na ulicę czy skwer, ale nawet na klatkę schodową. Gdyby właściciel psa poszczuł, sytuacja byłaby jasna – jest winny, ale nie pomyślał a za brak wyobraźni nie można przecież karać. Nie wyobrażam sobie jak to dziecko będzie żyło bojąc się wyjść z własnego mieszkania w obawie, że znowu spotka tego samego psa, który je okaleczył i jak właściciele psa spojrzą jemu i jego rodzicom w oczy. Choć z krótkiego reportażu telewizyjnego jaki widziałam, chyba nie będą mieć z tym problemu. A co będzie, jeśli pies znowu zaatakuje i tym razem ofiarą będzie ich własne dziecko?

W pewnych warunkach każdy pies, który nie jest odpowiednio prowadzony i szkolony może stać się niebezpieczny. Składa się na to niefrasobliwość różnych środowisk: hodowców, którzy nie dbają o psychikę i socjalizację hodowanych przez siebie szczeniąt, właścicieli, którzy kupują psa bojowego, bo jest modny, a potem zupełnie z nim sobie nie radzą i wreszcie szkoleniowców, którzy zamiast szkoleniem zajmują się „zaostrzaniem” psów, co oznacza robienie z nich bandytów. We Francji w ciągu ostatnich dwudziestu lat psy zagryzły na śmierć 30 osób. Jedna trzecia wypadków została spowodowana przez modne ostatnio molosy. Sprawcami pozostałych dwudziestu zagryzień były w kolejności: mieszańce, bo jest ich najwięcej, za nimi labradory (!), a na trzecim miejscu owczarki niemieckie. W ostatnich kilku latach zgłaszano rocznie około 500.000 mniej lub bardziej groźnych pogryzień. Niewyobrażalna ilość, a przecież to są tylko przypadki zgłoszone. W tej statystyce na pierwszym miejscu znalazły się labradory, potem mieszańce w typie pittbull, których od czasu, kiedy hodowla psów tej rasy została we Francji oficjalnie zakazana, stale przybywa. Wśród sprawców poważnych pogryzień znalazł również west highland white terrier, który dogonił uciekającego przed nim chłopca, wygryzł mu ścięgno Achillesa i zrobił z niego kalekę oraz yorkshire terrier, który zupełnie zmasakrował twarz dziecka.

Znana polska hodowczyni amstafów powiedziała kiedyś, że jeśli pies tej rasy atakuje, to nie po to żeby pogryźć, ale żeby zabić. Nie twierdzę, że wszystkie amstaffy są agresywne, wiele z nich doskonale sprawdza się w roli psa rodzinnego, ale żeby tak było, pies musi mieć odpowiedzialnego właściciela, który go dobrze wychowa i w pełni nad nim panuje, a na spacer wyprowadza go zawsze na smyczy i w kagańcu, bo przechodnie mają prawo czuć się bezpiecznie. Fakt, że sprawcami większości nagłaśnianych przez prasę pogryzień były amstaffy lub ich mieszańce świadczy o tym, że te psy bardzo często trafiają w nieodpowiednie ręce. Znam wiele amstaffów, które są bardzo przyjazne wobec ludzi, pozostaje jednak problem z innymi psami, których psy tej rasy ewidentnie nie lubią żeby nie powiedzieć nie tolerują.

Byłam kiedyś na wakacjach w domkach nad jeziorem razem z moimi psami, były również inne psy i wszystko było w porządku, dopóki nie pojawiła się rodzina z amstaffem. Pies fantastycznie bawił się z dziećmi, ale rzucał się na widok każdego psa jaki pojawił się w jego zasięgu. Baliśmy się wyjść z domku a przecież trzeba było psy wyprowadzić. Poszłam więc do właścicieli psa z prośbą, żeby nie puszczali go luzem, bo pies, który jest agresywny, nie może biegać po całym terenie. Usłyszałam, że nie ma się czego bać i pies będzie biegał gdzie chce, bo jeszcze nikogo nie pogryzł. A jak pogryzie to się zobaczy. To, że z powodu ich psa kilkadziesiąt osób nie mogło normalnie wypoczywać, zupełnie jego właścicieli nie obchodziło. Dopiero interwencja kierownika recepcji i groźba usunięcia ich z ośrodka spowodowała, że pies poza domkiem właścicieli był już zawsze na smyczy.

Oprócz niefrasobliwych właścicieli pojawiają się niestety nieodpowiedzialni szkoleniowcy a to jest daleko bardziej niebezpieczne. Psy niektórych ras są wyjątkowo silne i ich ugryzienie może spowodować dramatyczne skutki. Jeśli ktoś zostanie pogryziony przez dużego, silnego psa, którego szczęki zaciskają się z siłą kilkuset kilogramów, skutki będą tragiczne. Widziałam takie zdarzenie na szkoleniu. Młody, niedoświadczony pozorant chciał zaszpanować i postanowił wziąć psa na rękaw szkoleniowy, tyle, że … bez rękawa. Wszystko trwało sekundę, pies, tak jak go szkolono, wgryzł mu się w ramię, pozorant z bólu stracił przytomność i osunął się na ziemię. Ręka wisiała tak, jakby nie było w niej kości, zostały zmiażdżone. Straszny wypadek, który nie miał prawa się zdarzyć, gdyby nie ludzka głupota. Został pogryziony na własne życzenie, przez psa, który go nie zaatakował, nie był agresywny, tylko wykonywał ćwiczenie i pokazywał, że jest pojętnym uczniem.

Piszę to po to, żeby pokazać, że tak jak nie każdy człowiek nadaje się do tego, żeby nosić broń, tak również nie każdy powinien zajmować się szkoleniem. Niestety na stronach internetowych niektórych szkółek dla psów pojawiają się zaproszenia na szkolenie obronne psów bojowych, w tym pittbuli i amstaffów. Nie da się z psa bojowego zrobić obrońcy, bo to są psy, które przez wiele pokoleń były hodowane do walk, do rozrodu wybierano osobniki najbardziej agresywne co spowodowało, że agresję mają w genach. Nie wolno poddawać ich szkoleniu obronnemu, w którym są elementy agresji lub tzw. zaostrzaniu. Jest to niezwykle groźne, bo można z nich zrobić niebezpiecznych bandytów. Pies obronny ma bronić a nie atakować, unieszkodliwić napastnika, uniemożliwić mu atak, ale go nie zagryźć. Bo pies który atakuje to nie obrońca lecz agresor. Niestety za jego działania odpowiada nie właściciel szkółki który go zaostrzył, choć powinien, tylko właściciel. Jeśli więc macie amstaffa o przyjaznym usposobieniu, omijajcie takie szkółki z daleka.

Pozostałe artkuły z tego działu

POPULARNE ARTYKUŁY

  • Często decyzja kupna psa podejmowana jest spontanicznie, bez większego zastanowienia i dopiero kiedy pies pojawi się w domu zaczyna się wzajemne

  • Międzynarodowa Federacja Kynologiczna, Fédération Cynologique Internationale (FCI) jest największą organizacją kynologiczną na świecie, została ...

  • Jeśli nie znasz znaczenia słowa, które pojawiło się w którymś z naszych artykułów, możesz szybko sprawdzić jego znaczenie w naszym Słowniku kynolog...

  • Kwestia dominacji psa w stosunku do właściciela nie budzi już wątpliwości. Stwierdzono, że ponieważ nie ma sfory międzygatunkowej, nie ma również d...

  • Międzynarodowa Federacja Kynologiczna - Fédération Cynologique Internationale (FCI) jest nadrzędną międzynarodową jednostką dla głównych organizacji..

  • Jaskra jest bardzo poważną chorobą oczu, przyczyną problemu jest wzrost ciśnienia wewnątrz oka, co prowadzi do uszkodzenia włókna nerwu wzrokowego ...

  • Pielęgnacja sierści a szczególnie przygotowanie jej do wystaw, w przypadku niektórych ras jest prawdziwą sztuką, starannie przez wtajemniczonych

  • Od momentu powstania , czyli od 1938 roku, Związek Kynologiczny w Polsce jest jedyną organizacją kynologiczną w naszym Kraju, będącą członkiem FCI...

  • Psy zwracają zjedzony pokarm na tyle często, że właściciele mają tendencję do lekceważenia tego zjawiska. Robią to już szczenięta, które w ten spos...

  • Zdarza się, że na skutek chorób, macierzyństwa, silnej ekspozycji słonecznej, sierść mimo normalnej pielęgnacji jest w kiepskiej kondycji. Jest kil...

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce lub konfiguracji usługi.