
Agresywnego psa należy zawsze prowadzić na smyczy i w dobrze dopasowanym kagańcu. Niestety sporo osób o tym obowiązku zapomina, wskutek czego dość często dochodzi do pogryzień. Biorąc pod uwagę wielkość tych psów i łatwość wchodzenia w konflikty, skutki bywają tragiczne i obydwa psy wychodzą z tej potyczki poszkodowane.
Pierwszym odruchem właścicieli gryzących się psów jest podjęcie próby ich rozdzielenia. Zamiast pytać jak to zrobić, najpierw trzeba zdecydować, czy powinno się to robić. Jest to szczególnie uzasadnione pytanie, jeśli gryzą się dwa potężne psy. W tym przypadku odpowiedź jest jedna: stanowczo nie, ponieważ psy często rozchodzą się po chwili mocowania bez najmniejszego zadraśnięcia, natomiast ich właściciele mogliby nieźle oberwać, bo w czasie walki psy najczęściej gryzą gdzie popadnie. Często takie bójki wyglądają bardzo groźnie, jest ostrzegawcze warczenie, psy się kotłują, po czym po chwili emocje opadają i agresorzy powarkując powoli się rozchodzą. Tak wygląda typowe demonstrowanie swojej siły i pokazywanie drugiemu gdzie jest jego miejsce. Do takich potyczek najczęściej dochodzi wśród psów, które się znają, ale nie darzą się sympatią i konflikt zakończy się dopiero wtedy, kiedy po paru takich walkach, jeden z nich uzna wyższość drugiego. Ku zaskoczeniu właścicieli psów, rany w efekcie są dużo mniejsze, niż można by się było spodziewać.
Jeśli walka psów jest na śmierć i życie, nikt nie jest w stanie ich rozdzielić, pozostaje tylko czekać na jej zakończenie i natychmiast zawieźć psy do lecznicy. W takim przypadku rzadko kończy się na otarciach, lepiej upewnić się, czy oprócz widocznych ran pies nie odniósł innych, dodatkowych obrażeń, poza tymi które widać na pierwszy rzut oka. Naiwnością byłoby wierzyć, że będzie to dla nich bolesna nauczka i na przyszłość czworonożni agresorzy będą bardziej opanowani.
Zdarza się że do konfliktu dochodzi między dwoma psami średniej wielkości, które nie mają aż tak dużej wytrzymałości i z powodu zmęczenia szybciej decydują się wycofać. Mimo wszystko najgorsze, co można zrobić, to próbować rozdzielić walczące psy chwytając je za obroże, ponieważ istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że sami możemy zostać pogryzieni, nawet przez własnego psa.
Jeśli już zdecydujemy się podjąć próbę ich rozdzielenia, znacznie lepiej zastosować jedyną skuteczną a zarazem w miarę bezpieczną metodę: właściciele ustawiają się każdy za swoim psem i w tym samym momencie, dosłownie na komendę, chwytają je mocno za tylne nogi i unoszą do góry. Psy z reguły tracą orientację i równowagę odwracają głowę, a tym samym przestają gryźć. W tym momencie wystarczy, nadal bardzo mocno trzymając psy za nogi, zrobić krok do tyłu, by straciły ze sobą kontakt. Wtedy można już przytrzymać je za obrożę, pod warunkiem, że jest dobrze zapięta i nie zsunie się przez głowę. Wykorzystujemy moment dezorientacji psów, uspokajamy je i odprowadzamy jak najdalej od siebie. Są już na tyle zmęczone, że tracą ochotę do walki. Tak postępujemy, jeśli walczyły ze sobą tej samej wielkości psy.
Jeśli duży pies rzucił się na małego, to oczywiście do akcji wkracza tylko właściciel dużego psa. Chwyta go za tylne nogi, unosi je w górę a właściciel małego psa wykorzystuje moment, w którym agresor odwróci głowę i siłą rzeczy otworzył pysk i zabiera małego ze strefy zagrożenia. Kiedy psy są już rozdzielone, oceniamy rany i jeśli znajdujemy cokolwiek, co budzi nasz niepokój, wieziemy je natychmiast do lecznicy, żeby jak najszybciej otrzymały fachową pomoc. Wszystkie odniesione przez psy rany powinny zostać starannie oczyszczone i zdezynfekowane, być może nawet zszyte. Wbrew powiedzeniu, że „goi się jak na psie”, jeśli nie zostaną fachowo zaopatrzone, mogą goić się bardzo długo, tym dłużej, im bardziej intensywnie pies sam będzie się nimi zajmował.
Jeśli gryzą się niewielkie psy można wziąć na ręce i podnieść do góry głównego agresora. W takiej pozycji pies nie ma możliwości dalszej walki i każda próba poprawienia uchwytu kończy się otwarciem pyska i uwolnieniem gryzionego psa. Tej metody lepiej nie próbować u psów ze szczególnie silnym uchwytem np bulterierem czy stafikiem poniewaz uwolniony pies moze przy okazji stracić kawał pyska.

Pełną odpowiedzialność za to co się stało, ponosi właściciel psa, który zaatakował i był bez kagańca. Powinien przedstawić dowód, że jego pies był szczepiony przeciw wściekliźnie i pokryć wszystkie koszty leczenia ofiary. Jeśli dotyczy to nieznajomego psa, warto na miejscu podjąć próbę zidentyfikowania jego właściciela i zapewnić sobie świadków zdarzenia.
Ten maleńki, widoczny na zdjęciu pudelek nie miał szczęścia, bo zaatakowały go dwa potężne molosy. Ich właściciel powiedział zrozpaczonej właścicielce, że psy są po to, żeby gryzły. A człowiek chyba po to, żeby myślał, pilnował swojego psa i nie dopuścił do takiej masakry.













